Czasopis

Białoruskie pismo społeczno-kulturalne

11/2002


Trzy cmentarze. Trzy miejsca. Trzy wieczności.

A może każdy zmarły ma swoją własną, prywatną, wieczność. Tak chyba byłoby najlepiej. W zgodzie z prawami człowieka, z prawem do prywatności na przykład. Rozciągnąć by je na dusze. Każda dusza ma prawo do... Każda dusza: prawosławna, katolicka, żydowska. Bez względu na religię i przekonania, w duchu tolerancji, w duchu politycznej poprawności.

Być może dusze naprawdę wędrują do różnych wieczności. Za to tu, na Ziemi, ludzie żyją w jednym świecie. Ot choćby w Gródku na przykład. Ludzie mieszkają w podobnych domach, chodzą po ulicy Chodkiewicza i po Białostockiej, po Michałowskiej, Polnej, Szkolnej i po innych ulicach. Kupują chleb w jednej gródeckiej piekarni “Słoneczna”, gwoździe w sklepach Kardasza i Jarockiego, podrabianą wódkę na ryneczku “u ruskich”, papierosy z przemytu, leczą się u tych samych lekarzy w ośrodku zdrowia. Latem wszyscy kąpią się w zalewie w Zarzeczanach.

Gdy ludzie umierają, wtedy rozdziela się ich: część tu, a część tam. Prawosławni na swój cmentarz, do swojej wieczności, a katolicy na swój, o kilometr dalej. A Żydzi? Żydzi już dzisiaj w Gródku nie umierają. Oni umarli kiedyś wszyscy naraz.

Lustra weneckie

Cmentarze mają swoje święta. Święta te są jak okna, przez które zmarli z wieczności zaglądają do świata żywych. Tylko, jeśli wierzyć, zamiast zwykłych szyb powstawiano w nich lustra weneckie. Oni nas widzą, my ich nie. My, żywi, pamiętamy ich żywych. Na zaparowanym weneckim lustrze piszemy palcem słowa, które oni odczytują. Z trudem, bo widzą przecież odwrócone litery.

W czasie świąt cmentarze przybierają odświętny wygląd.

14 października. Prawosławny cmentarz w Gródku

Święto Pokrowy Bożaj Maci, krótko – Pokrowa. Na cmentarzu jest drewniana zabytkowa cerkiewka pod pokrowskim wezwaniem. Dlatego dzień ten święci się na gródeckim cmentarzu szczególnie uroczyście. Jest to bodaj najbardziej ludne tutejsze święto. Bardziej chyba niż inne, nawet tej rangi co Boże Narodzenie, Wielkanoc czy święto parafialne we właściwej, dużej cerkwi. Tego dnia kilkaset osób na raz przychodzi na cmentarz. A przez cały dzień i dzień poprzedni przewinie się pewnie tych osób i kilka tysięcy. Mieszkańców Gródka i okolic. I równie liczna rzesza przybyszy z zewnątrz. Po gródeckich drogach jeździ więcej samochodów na obcych, nie podlaskich, numerach. Całe rodziny, rozrzucone po Polsce, a i za granicą, spotykają się przy grobach bliskich. Przynoszą znicze, kwiaty. Wspólnie modlą się z duchownymi, którzy pośpiesznie krążą wśród ciasno poupychanych mogił.

Cmentarz ożywa – to zdanie brzmi niemal makabrycznie, ale w istocie życie na Pokrowu przybiera tu na intensywności. Gdzieś w tle – przegrana – ukrywa się śmierć. Jest jakaś niesamowita siła w powitaniu nad grobem, w uścisku ciepłych dłoni, w opowieściach o codziennych sprawach. Sowicie raczą się nimi znajomi, którzy tu, przy grobach, nareszcie się spotkali.

Za cmentarną bramą trwa jarmark. Cała ulica Michałowska zastawiona chryzantemami, stolikami ze zniczami, straganami z zabawkami i odpustowymi lizakami z nieśmiertelnymi maczkami. Handlarze wietrzą zysk, przyjeżdżają w wigilię święta, zajmują najlepsze miejsca, nocują w samochodach, cierpią w zimne październikowe noce i poranki. Ogrzewają się wódką, niezawodną w takich razach. Nawet kac następnego dnia bywa twórczy – handlarze marketingowo żartują, bądź zachowują należną chwili powagę. Wszystko zależy od klienta, który mocno trzyma w garści portfel i przebiera w towarze.

Cmentarz nie jest tego dnia cichy. Hałasują ludzie, modlą się na głos duchowni, podśpiewują im kilkuosobowe chórki. Z cerkiewki dobiegają przez głośniki odgłosy liturgii. Na zakończenie procesja okrąży świątynię trzy razy i zaczyna się wielki odwrót z cmentarza do domów. Na obiady, poczęstunki, rodzinne przyjęcia.

1 listopada. Święto Zmarłych. Cmentarz katolicki w Gródku

Cmentarz znajduje się w lesie. Blisko Gródka, na tyle jednak jest oddalony, by zapewnić sobie spokój i odizolowanie. Inaczej niż cmentarz prawosławny, który sąsiaduje z ruchliwą ulicą i podwórkami gródecczan. Las wzmaga poczucie samotności. Nekropolia – to określenie odnoszące się do cmentarza jak nigdzie indziej pasuje tu, w lesie. Cmentarz jako wspólnota umarłych. Społeczność umarłych. Inny, osobny świat, oddzielony skutecznie zaroślami od gródeckiej polis.

Listopadowe święto upodabnia jednego dnia wszystkie cmentarze katolickie w Polsce. Zapalone znicze, chryzantemy, długie płaszcze i palta odwiedzających groby. Sznury samochodów na drogach, wypadki, śmierć. Deszcz.

Nie ma kto zaglądać na żydowski cmentarz w Gródku.

Nie ma święta na żydowskim cmentarzu w Gródku. Nie ma komu napisać na weneckim lustrze kilku choćby słów. Nie ma nikogo, kto witałby się nad grobem na żydowskim cmentarzu w Gródku. Nie ma komu uścisnąć ciepłych dłoni. Nie ma jarmarku obok, picia wódki, handlarzy, kupujących. Nie ma odgłosu modlitwy. Nie ma żadnych odgłosów. Nikt nie idzie stąd na obiad. Nie ma zniczy na cmentarzu żydowskim, nie ma chryzantem (ani kamieni, które zgodnie z żydowskim zwyczajem przynosi się na groby). Nie ma ludzi w płaszczach, ani w paltach. Nie ma wypadków, w których na drogach giną Żydzi. Za to pada deszcz. I wszędzie, na wszystkich cmentarzach, jest mokra ziemia.

Notatki z Warszawy. Rok 1992

Cmentarz Żydowski na Woli. Napis na jednej z tablic: SYMBOLICZNY GRÓB GUSTAWY STUCK... ZAMORDOWANEJ PRZEZ HITLEROWCÓW.

Symboliczny grób... Tyle symbolicznych grobów. Zapisałem coś w moim notesie. Teraz i w nim jest symboliczny grób pani Gustawy. Zamykam notes jak kryptę. Zapisałem w moich myślach cały cmentarz. Chcę, aby w nich umarli znaleźli spokój. W myślach człowieka, który żyje.

Tyle zostało? Kamienie. Pochylone, zanurzające się coraz głębiej w ziemi, zasypane liśćmi, zarośnięte mchami, trawą. Wśród kamieni i nad nimi proste, czarne pnie drzew. Czarny to kolor żałoby. Tak wyglądają zmoknięte po deszczu klony. Tak wiele kamieni, tak wiele ludzi. Dwa pomniki wsparły się o siebie popchnięte przez czas (a może przez ludzi), zbliżyły się ku sobie, szukając wsparcia. Tyle zostało z całego świata.

Cmentarz Żydowski. Moi Żydzi. Tak ich znam. Wielu ich. Tak wielu, nieskończenie dużo. Jak ziaren piasku, jak gwiazd. Jak kamieni.

Gdzieś dalej białe kamienie z czarnym paskiem w poprzek zatoczyły wielki okrąg. Środek zapadł się. Jakby ktoś wykopał tu kiedyś wielki dół. Zruszył ziemię, potem zasypał dół. Na tabliczce napis: WE REMEMBER... (pamiętamy).

Jak dziwnie nienaturalnie odczuwam swój szybki chód przez cmentarz. Patrzę na człowieka, jak on powoli stąpa. Na głowie ma śmieszną czapeczkę. To Żyd. Inny niż ci, których znam.

Myśli spowalniają kroki. Odczułem to na cmentarzu, gdzie kroki i myśli szły razem. Powoli. A gdy zacząłem przyspieszać, wróciłem do żywych. Na ulicy popędziłem za uciekającym tramwajem.

Lastryko

Na czarnym barwionym szkle dość nieporadnymi złotymi literami rzemieślnik wykonał napis “Pokój ich duszy”. W ten sposób połączył dusze zmarłych – z dwóch dusz powstała jedna. Rzemieślnik uczynił to zdaje się że nieświadomie. Gdzieś w którymś momencie zabrakło mu należytego wykształcenia, należytej znajomości gramatyki. A może, zastanawiając się nad napisem, wpadł na właściwą formę: “Pokój ich duszom”, tyle że wydała mu się nadto dziwnie brzmiąca.

Jeszcze trudniej byłoby rzemieślnikowi napisać dziś epitafium po rosyjsku, nie mówiąc już o białoruskim. Dziś na czarnych szklanych tablicach złocą się i srebrzą polskie litery. I na prawosławnym, i na katolickim cmentarzu.

Czarno-białe lastryko i syntetyczne marmury. Nikt nie sili się na oryginalność. Kanciaste kształty, łatwe do wykonania, jak spod szablonu, żadnej tradycji, myśli. Jedynie krzyż jest tu formą mającą uzasadnienie, choć i krzyż czasem trudno odnaleźć w dziwacznych, niby to artystycznych, kontekstach.

Cmentarze więcej chyba mówią o żywych niż o umarłych. Nie bez przyczyny cmentarze są dla badających przeszłość archeologów kopalnią wiedzy o dawno już zapomnianych społecznościach i kulturach. A co o nas powiedzą kiedyś nasze cmentarze?

Cmentarze są jak nasze życie, w którym dziś dużo jest pośpiechu i pogoni za umykającym czasem. I widać to na cmentarzach, gdzie życie łączy się wiecznością. Widać, że ciągle nam brakuje czasu, że stale spoglądamy na zegarek.

Pomniki nagrobne najczęściej szczelnie zakrywają ziemię. Dzięki temu nie ma chwastów, nie musimy ich ciągle wyrywać. Nie musimy też dbać o kwiaty, bo ich po prostu nie ma gdzie posadzić. Zamiast nich przynosimy sztuczne kwiaty, “piękniejsze” od żywych. Nie trzeba ich podlewać, nie trzeba przez pół roku zmieniać (pod warunkiem, że nikt ich nie ukradnie). Przynosimy znicze, które, czy deszcz, czy pogoda, palą się przez tydzień. Myślimy – głupcy – że tydzień to długo. Tydzień czy godzina – dla wieczności nie ma to żadnego znaczenia.