Czasopis

Białoruskie pismo społeczno-kulturalne

12/2002


Od Redaktora

Dzięki wynikom ostatnich wyborów samorządowych obraz naszej społeczności, jej potencjał polityczny, ale i społeczny, stał się już stosunkowo jasny i przejrzysty. Dotąd było wiele pytań, przypuszczeń, niedomówień a nawet mitów – także w odniesieniu do liczebności tutejszych Białorusinów, co się ze sobą przecież ściśle wiąże. Więcej można byłoby na ten temat powiedzieć, znając wyniki spisu powszechnego, przeprowadzonego na przełomie maja i czerwca, w którym było też pytanie o narodowość. Jednak danych Główny Urząd Statystyczny jeszcze nie opublikował. Nie wiedzieć skąd dziennikarze ukazującego się w Mińsku tygodnika „Nasza Niwa”, dowiedzieli się, że ankieterzy doliczyli się na Białostocczyźnie niecałych 20 tysięcy Białorusinów. Co prawda takiej liczby wykluczyć nie można, o czym pisałem pół roku temu w swym felietonie, ale wyniki wyborów samorządowych wskazują, że z pewnością jest nas więcej.

Po raz pierwszy swych kandydatów na radnych wystawił Białoruski Komitet Wyborczy, zgłaszając listy do sejmiku województwa i Rady Miejskiej Białegostoku. Szczególnie głosy oddane na te pierwsze w dużym stopniu można uznać za „białoruskie”. Było ich w sumie 15,5 tys. przy frekwencji wynoszącej blisko 50 proc. (w naszym regionie była ona nieco wyższa niż w całym województwie podlaskim). Uwzględniając, że prawo wyborcze przysługuje tylko dorosłym, tym sposobem można na Podlasiu teoretycznie doliczyć się 40 tys. Białorusinów. Odejmując już Polaków, którzy przecież też na BKW głosowali, a nawet z tych list kandydowali. Tych głosów ze zrozumiałych względów nie było jednak wiele. Ci, co głosowali na BKW, w większości przecież identyfikowali się jakoś ze społecznością białoruską.

W łeb wzięły twierdzenia posła SLD, redaktora naczelnego „Przeglądu Prawosławnego”, Eugeniusza Czykwina, powtarzane do znudzenia przed każdymi wyborami, iż mamy zbyt mały potencjał, by z samodzielnej listy zdobyć mandaty w Sejmie, sejmiku wojewódzkim i Radzie Miejskiej Białegostoku. Gdyby bowiem zsumować wszystkie głosy oddane na kandydatów Białoruskiego Komitetu Wyborczego i odwołujących się do tej samej społeczności przedstawicieli środowisk cerkiewnych i mniejszości, startujących z innych list (głównie SLD), Białorusini w dużo większym stopniu – i niezależnie – zaistnieliby w samorządach miejskim i wojewódzkim, a nawet w parlamencie.

Problemem jest – co słusznie zauważa Czykwin – brak spójności w środowisku. Tylko kto tu robi „rozbijacką robotę”? Czy ci, którzy zawiązują mający od początku małe szanse samodzielny komitet, czy ci, którzy uciekają na komfortowe listy SLD?

Odpowiedzi na te pytania szukał nawet największy dziennik naszych wschodnich sąsiadów, łukaszenkowska rosyjskojęzyczna „Sowietskaja Biełorussija”. Jego dziennikarka, na podstawie informacji uzyskanych od szefa BTSK, Jana Syczewskiego, opisała całą sytuację przedwyborczą w naszym środowisku jako „cienką grę polityczną”, by nie dopuścić do władzy tych, którym zależy na polepszeniu stosunków Polski z Białorusią. Wysnuła ona tak absurdalny wniosek na podstawie decyzji Związku Białoruskiego w RP o wyjściu z Forum Mniejszości Podlasia. Lider Związku, Eugeniusz Wappa, uważa bowiem, że „w Białorusi nie ma czego dziś szukać, to kraj niedemokratyczny”. Czyli podobnie jak polski prezydent, rząd i parlament. Tymczasem – według zacytowanych w tekście słów Syczewskiego – organizacje wchodzące w skład Forum opowiadają się za „aktywizacją kontaktów z sąsiadami, przede wszystkim z Białorusią”. Do spisku zatem musiało dojść. W tym celu instrumentalnie został wykorzystany (wiadomo przez kogo) Eugeniusz Wappa, dokonując rozłamu w Forum i powołując konkurencyjny komitet wyborczy. Tylko po to, by zmniejszyć szanse „zwolenników zmian w stosunkach polsko-białoruskich”.

Tekst łukaszenkowskiej komentatorki rzeczywiście mógłby posłużyć jako przyczynek do napisania scenariusza pasjonującego thrillera politycznego. Tyle, że byłby to film z gatunku political fiction. Bo żadna z organizacji należących do FMP nie robi tyle dla zbliżenia z Białorusią – głównie w dziedzinie kultury – ile stowarzyszenia wchodzące w skład Związku Białoruskiego w RP. Jedynie BTSK podejmuje podobne działania, współpracując z chórami i zespołami estradowymi – głównie folklorystycznymi – zza wschodniej granicy. A brak jedności w prawosławno-białoruskim środowisku na Białostocczyźnie jest tylko jego sprawą wewnętrzną i lokalną. Taki stan nie będzie jednak trwał wiecznie.