Oficjalnego pogrzebu nie było. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie. Nie wszystkich przekonuje też nawoływanie o końcu ZBiR-a (Związku Białorusi i Rosji) – nagłówki w prasie opatrzono znakiem zapytania.
Jednakże propozycja prezydenta Rosji Władimira Putina, skierowana do prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki podczas spotkania na Kremlu 14 sierpnia 2002, uznana została przez obserwatorów za faktyczne ultimatum, a dalszy przebieg wydarzeń pozwala na określenie tejże wypowiedzi jako de facto mowy pożegnalnej nad ZBiR-em.
Prezydent Putin powiedział, że widzi dwa scenariusze integracji Białorusi z Rosją – przyłączenie siedmiu obwodów białoruskich do Rosji lub związek dwóch państw na wzór Unii Europejskiej, przy czym decyzje parlamentu wspólnego państwa musiałaby ratyfikować Duma oraz Rada Najwyższa w Mińsku. Takie rozwiązanie przekreślałoby równość Białorusi i Rosji, gdyż podległa Putinowi Duma mogłaby zablokować każdą decyzję białorusko-rosyjską, będącą nie po myśli Kremla.
Łukaszenko na taką propozycję nie mógł przystać i zaraz po powrocie do kraju nastąpiła niesamowita metamorfoza. Z dotychczasowego przeciwnika suwerenności Białorusi przeobraził się w obrońcę niepodległości swego państwa. Czy kierowały nim pobudki patriotyczne? Nie można tego wykluczyć, chociaż prześledzenie dotychczasowych poczynań prezydenta Białorusi sugeruje raczej, jako siłę sprawczą prezydenckiej metamorfozy, urażoną ambicję. Nie jest tajemnicą, że idea ZBiR-a powstała w następstwie zalotów Łukaszenki do prezydenta Rosji Borysa Jelcyna, w nadziei na przejęcie po nim schedy. Pogarszanie się stanu zdrowia Jelcyna, boleśnie widoczne również na ekranach telewizorów całego świata, wzmagało apetyt Łukaszenki, który przez pewien czas, wobec braku wyraźnego lidera w samej Rosji, wyrastał na potencjalnego następcę dworu kremlowskiego. Nieoczekiwane namaszczenie przez Jelcyna na swego następcę Władimira Putina i jego bezapelacyjne zwycięstwo w rosyjskich wyborach prezydenckich stanowiły punkt zwrotny zarówno w krótkim żywocie ZBiR-a, jak i szans realizacji aspiracji Łukaszenki. Młody, wysportowany rosyjski prezydent ma własną wizję odbudowy gospodarczej Rosji, bez konieczności utrzymywania zubożałej Białorusi. Większą wartość ma dla niego wzrost gospodarczy niż rozrost terytorialny za wszelką cenę.
Wypowiedzi Putina z 11 czerwca 2002 r., kiedy to mówił: „Czas, aby nasi białoruscy partnerzy zdecydowali się, czego chcą” oraz cytowane wyżej z 14 sierpnia tegoż roku, delikatnie mówiąc, mają raczej zniechęcić niż zjednać Białorusinów do reintegracji z Rosją. Stosując zaś terminologię judo, a więc szczególnie bliskiej Putinowi dyscypliny sportowej, ZBiR został rzucony na tatami a ippon przypadł przeciwnikom tegoż związku.
Oszołomiony takim potraktowaniem Łukaszenko kreuje się na obrońcę niepodległości Białorusi. Nie trzeba było długo czekać, aby wprawiona w „drukowaniu” odpowiednich danych administracja białoruska opublikowała sondaż, z którego wynika, że za połączeniem z Rosją jest tylko 3,5 proc. obywateli. Czy jest to trwały zwrot?
Przedłużanie się obecnego stanu rzeczy służy utrwalaniu się w świadomości Białorusinów suwerennego i niepodległego bytu ich państwa i to pomimo uszczuplenia przez Łukaszenkę narodowej symboliki własnego kraju. Dotychczas Białoruś była samodzielnym państwem tylko przez kilka miesięcy 1918 r. Uzyskała wówczas niepodległość nie dzięki własnemu wysiłkowi zbrojnemu, a jedynie w wyniku pertraktacji brzeskich. Również na skutek czynników zewnętrznych w 1991 r. białoruska społeczność obdarowana została ponownie niepodległością.
O ile ZBiR upadł, o tyle czas idzie do przodu i tak samo Białorusini będą zmuszeni odpowiadać na wyzwania dnia codziennego. Prztyczek, jakiego doznali od Rosji, oraz wzrost świadomości narodowej może spowodować, że za wzór przyjmą krąg cywilizacyjny, z którego pierwotnie się wywodzą, odrzucając spuściznę ponad dwustuletniej okupacji i związanej z nią rusyfikacji i sowietyzacji. Oznaczałoby to jednocześnie przeorientowanie obecnej polityki władz białoruskich, co w obecnej sytuacji nie jest niewykluczone, acz prawdopodobieństwo takiego trwałego zwrotu w najbliższej przyszłości wydaję się być niskie.
Konkurencyjny model wobec odrzuconego ostatnio ZBiR-a można by zawrzeć w formule Polska-Unia-Białoruś (PUB). W takim układzie Polska byłaby strategicznym sojusznikiem Białorusi, a także wzorcem transformacji polityczno-gospodarczej; Unia Europejska – jako udany wzorzec integracji niezależnych państw – mogłaby wskazywać kierunek i słuszność przemian polityczno-społeczno-gospodarczych; wreszcie Białoruś jako par excellence wartość najwyższa dla zdecydowanej większości Białorusinów utwierdziłaby swoją niezależność, samoistność i niepodległość.
W sierpniu zeszłego roku odwiedziłem Grodno. Miasto było skąpane w słońcu, ludzie leniwie wypełniali powinności dnia powszedniego. Bezkofeinowa kawa Lavazza z ekspresu ciśnieniowego w jednym z grodzieńskich lokali była doprawdy wyśmienita. Długo by szukać takiej w Polsce. Kilka jednak rzeczy przykuło moją uwagę. Kiczowatość sowieckiej gwiazdy nad wejściem do Nowego Zamku była jedną z nich. Po pierwszym wewnętrznym odruchu protestu animatorzy historii lub jak kto woli pseudoanimatorzy kultury wzbudzili politowanie. Odkryłem też, że zakłady energetyczne oznacza się nie tylko kojarzącą się bezpośrednio z prądem błyskawicą, ale również sierpem i młotem. Czyżby twórca znaku chciał w zawoalowany sposób przestrzec przed potencjalnym niebezpieczeństwem kryjącym się za odnośną symboliką?
Zaskakująca scenka odbyła się natomiast w godzinach wczesnowieczornych na placu przy Dworcu Głównym. Pamiętam jak w moim rodzinnym miasteczku na Kaszubach, gdy była awaria sieci wodnej, podjeżdżał beczkowóz i dostarczał najbardziej niezbędny do życia płyn – wodę. Tym razem ku mojemu zdumieniu na beczkowozie zobaczyłem napis ПИВО. Bardzo szybko powstała kolejka amatorów tego skądinąd bezcennego płynu. Nie zauważyłem żadnego przepychania się ani niespokojnych odruchów czy aby zabraknie. Każdy stał spokojnie, w ręku trzymając własne naczynie gotowe do napełnienia. Pełna kultura. Jedyne zdziwione miny na placu można było zaobserwować tylko u mojego przyjaciela i u mnie, przyzwyczajonych raczej do spożywania piwa w pubach, tudzież na polanie z obowiązkowym wówczas grillem. Absolutnie nie mam nic przeciwko beczkowozom z piwem w upalne dni. Swoją drogą doskonały pomysł na promocje naszych rodzimych browarów. Pomyślałem jednak, że w jesienne deszczowe wieczory celem spożycia piwa Białorusini skierują się ku pubom tak jak robimy to my zakotwiczeni na zachód od Grodna. Po beczkowozie pozostanie jedynie wspomnienie.
I może ktoś gdzieś wykrzyknie:
„Vive le pub!”
„Vive le PUB!”.